niedziela, 10 stycznia 2016

Zaułek kochanków

Będę niezmiernie wdzięczny. - Jake poszedł za nim do kontuaru. Wll son podniósł słuchawkę i wybrał numer. Nie minęły dwie minuty, a Jul i miał zarezerwowany pokój w „Różanym Domku”, dwie przecznice dalej Jake zauważył dwa wysokie kosze stojące obok kasy fiskalnej. Jedni był pełen handlowych prospektów, w drugim znajdowały się ulotki rut* matu trzynaście na siedemnaście centymetrów z biogramami artystów wystawiających swoje obrazy w galerii. Przeglądając pobieżnie ulotki, zwrócił uwagę, że tylko biogram (afM ly Nolan nie został opatrzony fotografią. Wyjął jedną z kartek i przecijfl tał krótką informację: Carly Nolan jest miejscową artystką, która niedawno pojawiła się mi , scenie. Jej obrazy przedstawiające Twilight Cove i okolice, zaliul nione coraz bardziej widmowymi postaciami z barwnej przeszłości 9 Kalifornii, szybko zyskują zainteresowanie kolekcjonerów na całym* wybrzeżu. Proszę wziąć sobie ulotkę - zachęcił go Geoff. - A gdyby chciał |nm spotkać się z nią, to Carly pewnie będzie pracowała tu dziś wieczoi'df||| Uprzedzę ją, że pan wpadnie. Naprawdę? - Jake spojrzał na kartkę, na puste miejsce, gdzie powłllf na znajdować się fotografia, zastanawiając się, czy trafił w dziesiąil < To nie on, lecz jego wspólniczka, Kat Vargas, znalazła ten arivknl w „Budget Traveler”. Reprodukcja skojarzyła się jej z niewielkim oliw zem olejnym, wiszącym na ścianie nad jego biurkiem. Zauważy wszy dobieństwa, Kat wydarła artykuł z czasopisma, przyniosła go i r/iu l|| 1 mu przed nos na biurko. Potem przekrzywiła głowę i spytała:Myślisz, że to może być ona? Twoja obsesja? Jake odsunął od siebie te myśli, podziękował spiesznie Geo|lmy|j wziął prospekt i ruszył do wyjścia. Ulotkę i prospekt wsunął do kmiM ni skórzanej brązowej marynarki. Przyjechał tu, licząc na znikomą szansę, że Caroline Graham wh»|H cie popełniła błąd. Po sześciu latach młoda kobieta, która, mogłoby u zdawać, zniknęła z powierzchni Ziemi, pojawiła się chyba znowu, M Było to strzał na chybił trafił. Jeśli jednak Caroline Graham nudni m* luje i używa obecnie nazwiska Carly Nolan, może trafił na kobicu;, rej udawało się przez lata wymykać jednej z najlepszych agencji dcliM tywistycznych w południowej Kalifornii. I JEDNĄ rzecz Carly Nolan potrafiła robić z zamkniętymi oczyma - ob- dugiwać stoliki. Zaczęła pracować jako kelnerka, gdy skończyła piętna- [li ie lat. Panienko! I Przywołała uśmiech na zamówienie i podeszła do stolika pod oknem, ||il/.ie para dobrze ubranych turystów wpatrywała się w firmowe śniada-nie za cztery dolary dziewięćdziesiąt dziewięć centów, które postawiła hiycd nimi. I Myli niezadowoleni. Od chwili, gdy zaparkowali swego nowego lśnią- i ego jaguara przed knajpką, wiedziała, że nie będą zadowoleni z nicze- w „Plaża Diner”. Tacy jak oni zwykle jadą prosto do „Carmel”. I Podać coś jeszcze? Mężczyzna gapił się na stos nietkniętych trójkątnych grzanek, ocieka- Ijlłuych masłem. I Wyraźnie prosiłem o grzanki bez masła - przypomniał jej.( arly sięgnęła po talerz. I Bardzo przepraszam. Przyniosę panu świeże.Zaniosła grzanki do szerokiego okienka za ladą, która oddzielała Uclinię od sali restauracyjnej. Postawiła je na blacie. Grzanki bez masła, Joe. - Mrugnęła do Jose Carona. Mający niewie- ponad sześćdziesiąt lat, barczysty i nadal diablo przystojny Joe obsłu- l|hv;ił grill w „Płaza Diner”, jeszcze zanim Carly się urodziła. Jasne. - On również do niej mrugnął, po czym chwycił talerz i te- bfliluym gestem wytarł kolejno każdą grzankę papierowym ręcznikiem. '/ekając na tosty, Carly wypisała rachunek dla pary pod oknem. Za- Ijllii zamknęła bloczek z zamówieniami, uśmiechnęła się do umieszczo- « w nim fotografii syna. Widok jego pogodnego uśmiechu i niebieskich wystarczył, by przypomnieć jej, dlaczego nie opuściła ani jednego pracy.H Chris był szczęśliwym, zrównoważonym małym facetem i Carly po- Hinowiła stanąć na głowie, by nadal zapewniać mu takie samopoczucie. Bfiignęła wychować go tak, żeby nigdy nie doświadczył tego, co ona Hfr/yła w swoim ponurym dzieciństwie. Myśl, że Christopher mógłby H)bi choć połowę rzeczy, które robiła ona, napawała ją śmiertelnym Hlr rażeniem. lidy wycierała ladę, turyści wstali i skierowali się do wyjścia. Carly ^fkrzyknęła słowa podziękowania, podeszła do stolika i zabrała rachu- Hfk oraz pieniądze, które zostawili. Za miesiąc miasto będzie zapchane setkami podobnych im lml/1, zwiedzających caie wybrzeże. W październiku do Twilight powracał N|HH kój, który nauczyła się cenić. Carly odwróciła się i zobaczyła Randa Campbella, olśniewającdB w hawajskiej koszuli. Siedział na wysokim stołku przy długiej ludflH Miejscowy surfingowiec był właścicielem sklepu sportowego „Wfl i Fala” na tej samej ulicy. Carly otworzyła bloczek z zamówieniami. - Czego sobie życzysz, Rand? - Niewiele, poza tym, żebyś zgodziła się pójść ze mną do kina i na M lację. Tymczasem, co powiesz na zapiekankę z tuńczykiem? - Proszę bardzo. - A na kino i kolację? - Nadal nic z tego. - Dlaczego najładniejsza w mieście kobieta stanu wolnego wciął Jfl niedostępna? - Rand podparł brodę dłońmi i gapił się na nią. - Powiedzmy, że mam absolutnie wszystko, z czym mogę sobie cllfl Iowo poradzić. Czasami, w chwilach, gdy dokuczała jej samotność, zadawala .uln» pytanie, czy byłoby coś złego w luźnym związku z kimś takim jak liifl dobrze ustawionym w Twilight. Odpowiedź była jasna i prosta Ulfl nie pociągał jej na tyle, by ryzykowała utratę wszystkiego. DOLNA część wychodzącego na ulicę okna Agencji NieruclioiiM Numer Jeden T. i G. Potterów była oklejona zdjęciami i opisami MIM kwater do wynajęcia, począwszy od pokojów przez małe domki. u hm czy wszy na kilku większych domach z widokiem na zatoczkę. Stojąc na chodniku przed agencją, Carly dostrzegła Trący Pollei dzącą przy masywnym biurku. Carly pomachała do niej, po czym w do środka. Trący, w słuchawkach na uszach, mówiąc coś do mikrofonu i |t liQ w jego rozwijającej się firmie. - Dzwoniła twoja mama - poinformowała go Kat, gdy odebrała i>U| fon. - Nie miała żadnej konkretnej sprawy, po prostu chciała uslyifl twój głos. Jake słyszał, jak na drugim końcu linii Kat szeleści notatkami, wyolUB ził ją sobie w biurze, mieszczącym się w tylnej części jego mieszkaniu I - Zyskałam dziś przewagę w sprawie Andersona. Dzwonili Haeger i < >|l son - mówiła dalej. - Chcą, żebyśmy sprawdzili dyskretnie facetów. Mili rych kandydatury biorą pod uwagę przy obsadzaniu wysokich stanowili! - Świetnie. - A więc znalazłeś ją? - spytała Kat po chwili milczenia. - Słucham? - Znalazłeś ją, prawda? Z racji swojej profesji był całkiem niezłym kłamcą, ale wykrywal i kłamstw u Kat był zawsze w stanie pełnej gotowości. Zawahał się o sekundę za długo. - Nie jestem jeszcze pewny. - Daj spokój. Znalazłeś ją i nic mi o tym nie mówisz? - Nie powiedziałem, że ją znalazłem. Niewykluczone, że będę musiał się tu zatrzymać, dopóki nie będę miał czegoś bardziej konkretnego ml samego tylko przeczucia. - Dobrze, ale jeśli zdarzy się tutaj cóś ważnego, zastanowię się, czy zadzwonić. mml/o zabawne, tti wszystko? Nia bądź taka w gorącej wodzie kąpana. Kiedy będę miał coś do po- PlMim, usłyszysz pierwsza. Ihi l KI A Cove zawsze stanowiła dla Carly spokojne schronienie, |Hk/i za kiedy ruch był mały i miała to miejsce dla siebie, tak jak dzi- j||fl>i> wieczoru. Chłodne, surowe wnętrze było mile widzianą odmia- Ia • nieustannym młynie w restauracji. W jasnym świetle galerii, oto- na nocą za oknami niczym kokonem, Carly czuła się odizolowana ilini, lecz nie samotna. Afoll chciał, żeby dzięki zainstalowanym światłom miejsce, które wy- ł|«l wyróżniało się niczym latarnia morska spośród innych sklepów na Artysta o eklektycznym smaku, zaczął stołować się niemal co- Htyuuc w taniej restauracyjce po osiedleniu się w miasteczku trzy lata Rlti Podzielił się z Carly swoimi planami co do galerii, kiedy okazała tresowanie jego pomysłami. W końcu zwierzyła mu się, że kiedyś Hfflln się” o sztukę.Dezynsekcja Mińsk Mazowiecki I J’/nln się bezpiecznie, zawierając przyjaźń z człowiekiem z innej czę- Uliiju, który nie miał pojęcia, kim ona jest i absolutnie nie intereso¬wi . lę nią jak mężczyzna kobietą. To Geoff zachęcił ją, żeby znowu za- k|n Mę malowaniem, zjawiając się pewnego dnia z płótnem malarskim Sfer lorbą rozmaitych przyborów i każąc jej wziąć się do pracy. I >/,isiejszego wieczoru zostawił płytę kompaktową z muzyką jazzową, siedziała odprężona na wysokim stołku barowym przy ladzie, prze- MlU u jąc „Architectural Digesf’, kiedy brzęczyk przy drzwiach oznajmił yjrs nadejście. Gdy podniosła głowę, przeżyła szok, zorientowała się Hwlcm, że ma przed sobą mężczyznę, którego widziała po południu rukierni. Sposób, w jaki się jej przyglądał, sprawił, że bezwiednie Hlycisnęła dłoń do piersi. I (Idy szedł ku niej, pamiętała, żeby się uśmiechnąć. Jego twarz, o wy- Mlslych rysach, była mocno opalona. Oczy miały bardzo ciemny odcień tmi. Zniknęły dżinsy, które miał na sobie wcześniej. Teraz, wieczo- fti, był ubrany w odprasowane spodnie koloru khaki i czarny sweter, liii ponad metr osiemdziesiąt wzrostu. /imważywszy, że mężczyzna jest świadom tego, iż lustruje go wzro- zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. Nie spotkała nikogo równie 'lągającego od czasów, gdy poznała ojca Chrisa.-Wporządku. Rozumiem. Znowu zaczął iść w kierunku drzwi, zatrzymał się jednak, słyszm,! coś do niego mówi: - Pracuję w sobotnie wieczory. Po powrocie do domu spędzam c(l z synem. Jake podszedł znowu do kontuaru. - Nie wiedziałem, że ma pani rodzinę. - Nie jestem zamężna. Mam tylko synka. A pan jest żonaty? - Rozwiedziony. - W chwili gdy wymawiał te słowa, światło w I oczach zmieniło się. Chyba naprawdę mu współczuła. - A pani? - Ja... Ojciec mojego synka nie żyje. - Bardzo mi przykro. Zapadło przytłaczające milczenie. Mierzyła go znowu badawczy* spojrzeniem, jej wzrok wyrażał nieufność. - Ile lat ma pani syn? - W przyszłym roku idzie do pierwszej klasy. Przestrzegł sam siebie, żeby nie naciskać. Musi trzymać język za / J bami i wyjść. - Cóż, powinienem chyba wracać do pensjonatu. Po chwili wahania wyciągnęła do niego powoli rękę. Jake ujął ją i lekko uścisnął. - Cieszę się, że panią poznałem, Carly - powiedział ostrożnie. - Życzę miłego pobytu. Pomyślał o swoim pokoju w pensjonacie, w którym oczy bolały go (J przytłaczającej ilości róż, i omal nie jęknął. - Dziękuję. Spróbuję się nim cieszyć. Gdy Jake znalazł się w końcu na ulicy, ogarnęły go sprzeczne uczul cia. Teraz, gdy spotkał się twarzą w twarz z Caroline Graham - alias Cali ly Nolan - miał więcej pytań niż odpowiedzi. Od lat pragnął nie tylko wytropić młodą kobietę, lecz przede wszystkim dowiedzieć się, dlacze go zniknęła. Państwo Saundersowie, bogate małżeństwo z Long Beach, byli ulu bieńcami mediów przez kilka pierwszych tygodni po śmierci jedynego syna, gdy zwrócili się do społeczeństwa z prośbą o pomoc w odnalezie niu ich zaginionego wnuka i jego matki. Chcieli jak najlepiej dla dziecka będącego owocem romansu zmarłe go syna, pragnęli dać mu wszystko, co mają, ale Caroline zabrała chłop, czyka i zniknęła. — itczego nie pozwoliła im łożyć na utrzymanie jej oraz dziecka? Nikt jtrafił odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nigdy nie odnalezio- iimline. ko zajmował się tą sprawą od chwili zniknięcia Caroline, nie tylko go, że pracował wówczas dla firmy Alexander i Perry, jednej z naj- M/.ych prywatnych agencji detektywistycznych w południowej Ka¬lli, której Charles Saunders zlecił poszukiwanie Caroline Graham, jpi osił o zaangażowanie go do tej sprawy, Jake bowiem znał Ricka I,uuiego lata, kiedy spotkali się na plaży w Cabo po turnieju połowu jllnów. Obaj mieli wtedy po piętnaście lat.b ylo to w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym ósmym roku. Jake wy- tam ze swoim dziadkiem, Jacksonem Montgomerym. Rick przy- ,aojcem. Był to pierwszy rok, kiedy Jake zechciał spędzić lato dudkiem i przekonywał sam siebie, że mimo iż sprzeczają się przez K czas, eskapada na meksykańskie wybrzeże będzie z pewnością te¬ll Warta. Kiedy dotarli do Cabo, zyskał pewność, że popełnił błąd. Nie dość, że fUluIck mędrkował, to inni młodzi ludzie, pochodzący z ekskluzywnych od początku zachowywali się tak, że Jake czuł się jak autsajder. ijinki pewnego popołudnia Charles Saunders nie wszedł wraz ze swo- (Snynem na pokład jachtu Jacksona Montgomery’ego. ł)orośli rozmawiali, a Jake i Rick mierzyli się wzajemnie wzrokiem ihiluwanym brakiem zainteresowania, aż wreszcie Rick spytał z nudów Be'u, czy wybierze się z nim do miasta. I zaprowadził go prosto do baru mieszczącego się w zaułku w uboż- ui', dzielnicy, tłumnie zaludnionego przez hałaśliwych studentów. Nikt «lliiwat się nie zauważać, że chłopcy, obaj szczupli i wysocy, nie mają fccze osiemnastu lat, co uprawniałoby ich do zakupu alkoholu. Zaprzy- t lliili się tamtego wieczoru na plaży, rzygając nieopodal ogniska, wo¬li którego gromadzili się inni młodzi ludzie, raczący się alkoholem ywrzaskujący do księżyca słowa piosenek Jimmy’ego Buffeta. Działo się to całe wieki temu. Jake był dobry w tym, czym się obec- l||« zajmował. Cholernie dobry. Dlatego wyrzucał sobie, że nie potrafi prowadzić sprawy do końca, odnaleźć Caroline i syna Ricka. Nawet Ktniej, gdy założył własną agencję detektywistyczną w Long Beach, fclllynuował poszukiwania Caroline Graham. L /c względów zawodowych ciekawiło go, dlaczego i w jaki sposób IKluwało jej się tak długo ukrywać prawdziwą tożsamość. Kierowały nimNocna mgła spowijała park, gdy Jake podszedł do skraju trawifll skarpy i popatrzył w dół na ocean. Mimo mgły rozróżniał białą spleffl ną linię brzegu. Huk fal rozbijających się o skały działał hipnolyc/J Z daleka wzburzona piana wyglądała niegroźnie, przypominając mu l pewne rzeczy nie zawsze są tak niewinne, jak się wydają. RozdziAł dRuqi Loi\q BEAch, KAlifoRNiA A nna Saunders zaczynała się przyzwyczajać do tego, że spędza i samotnie ze swoimi wspomnieniami, w otoczeniu fotografii /nJ bionych w szczęśliwszych czasach. Nalała sobie szklaneczkę ginu /1J nikłem i odeszła od barku w swoim luksusowym mieszkaniu w nadlu /> u nej dzielnicy Naples. Wyszła na balkon, skąd roztaczał się widok na miasto. Widziała >.i J światła śródmieścia Long Beach, wcinającego się w linię brzegową, sMiJ dowisko odpadów, port, gdzie od początku dwudziestego wieku miesi Ifl ła się firma żeglugowa Saundersów. Anna sączyła drinka, przyglądając się słońcu zachodzącemu nad pię|J nym miastem, które nazywała domem od przeszło pięćdziesięciu lin Oboje z Charlesem, zrozpaczeni i wstrząśnięci, rozsypali prochy swegl syna Ricka nad wodami portu. Po upływie czterech lat, samotna i mnij pogrążona w żałobie, zrobiła to samo z prochami Charlesa. Przed śmiercią Ricka wyobrażała sobie zawsze, że starość spędj w otoczeniu wnuków. Teraz nie miała wnuka, którego mogłaby rozpics/J czać i psuć, ponieważ Caroline Graham pozbawiła ją tego przywileju, lti< miąć serce nie tylko jej, lecz i Charlesowi. Anna wróciła do środka i podeszła do niskiej komody. Wzięła do iJ ki fotografię w stylowej srebrnej ramce, na której Rick trzymał dumnie niemowlę, swojego synka Christophera, jedyne zdjęcie wnuka, jakie miała. Po tych wszystkich latach nadal trudno jej było uwierzyć, że siu ciła ich obu. Rick był tak pełen życia, że nie potrafiła pogodzić się z myślą o jego śmierci. Rozpuścili go z Charlesem do cmy^^ali mu za dużo pienię * w i ihodę robienia, co tylko zechce. Rezultat był taki, że myśleli, iż Kię nie ustatkuje. lii nagle, ni stąd, ni zowąd, zaskoczył ich, oznajmiając, że żarnie- ożenić. Wyjaśnił, że miał romans z jakąś kelnerką na pustyni, mło- bietą, która urodziła mu dziecko. Był zdecydowany ją poślubić, "licując pamięcią do przeszłości, Anna żałowała, że Charles wpadł w lak szaloną wściekłość i że ona sama nie wysłuchała syna uważ- JMimiast się sprzeciwiać jego planom. Rick pokazał im zdjęcia, któ- hil dziewczynie i dziecku. Wystarczył jeden rzut oka, by stwierdzić, jllcwezyna jest zwykłą tanią dziwką o krótkich jasnych włosach ‘minionymi końcami, umalowaną wyzywająco jak prostytutka, śmierci Ricka Charles zaproponował, że zapłaci za Christophera «i sumę, jakiej Caroline zażąda, ona jednak zniknęła, ni les był opętany myślą o odzyskaniu Christophera. Determinacja, 'i ni leźć chłopca, utrzymała go przy życiu kilka miesięcy dłużej, niż ulywali lekarze, kiedy zdiagnozowali u niego raka. Nawet na łożu ■ zmusił ją, by obiecała, że nigdy się nie podda, że odnajdzie Chri- iCra i sprowadzi go do domu. Odkomarzanie | Tania Dezynsekcja Warszawa na dopiła drinka i przeszła do gościnnej części apartamentu. Przy- ula tutaj pokój dla chłopca. Czerwono-biało-niebieski, podkreślał ską tematykę. Ściany i półki zdobiły niektóre żeglarskie trofea Ric- ii 11/ jego zdjęcia. 'slawiwszy szklaneczkę na marmurowy blat toaletki w łazience, An- i zebrała się w szlafrok. Nagle przypomniała sobie coś, co usłyszała Łlcjszego popołudnia podczas kwesty dobroczynnej. Jackson Montgomery jest chory. Hyli z Charlesem członkami tego samego jachtklubu, zapalonymi lilkarzami, którzy żeglowali każdego lata do Cabo na turnieje. Wnuk ynlgomery’ego, Jake, przyjaźnił się z Rickiem i wraz z dziadkiem /eslniczył w nabożeństwie żałobnym po jego śmierci. Jednym z powodów, dla których Charles wybrał agencję detektywi- jfczną Alexander i Perry, był fakt, iż pracował u nich wtedy Jake. Acz- Olwiek Charles postanowił zostać przy nich, gdy Jake odszedł, by zało-gi' własną firmę, Anna czuła zawsze, że Jake mógłby wnieść do sprawy |J Istotnego, ponieważ znał Ricka. Nie myślała o Jake’u Montgomerym przez całe lata, dopóki nie usły- llllu dzisiaj nazwiska Jacksona, ale nazajutrz zamierzała zadzwonić do ‘./ego pana, by spytać go o zdrowie i wywiedzieć się, czy wnuk nadal.. Wypłaciła ostatnio agencji Alifl der i Perry honorarium za pozostawanie w dyspozycji i stwierdźllH zarabiają furę pieniędzy, a rezultaty są znikome. Wzięła flakonik z tabletkami nasennymi przepisanymi przez IcłiM zażyła dwie, po czym położyła się do łóżka. Leżąc w ciemności, |>HH wała wyobrazić sobie, jak może wyglądać teraz słodka buzia Chi isiu|i|B ra, zamiast tego jednak zobaczyła twarz Ricka, gdy był dzieckiem, ffl gnęła ucałować wnuka, przytulić go, trzymać mocno. - Dobry Boże - wyszeptała - pobłogosław Christophera i chi * ut I Pomóż mi sprowadzić go do domu. - Nie uważała, że prosi o zbył wl le po tym wszystkim, co przeszła. GLENN Potter prowadził swojego wielkiego dżipa jak samobójcą, B Jake cieszył się, że zapiął pasy, gdy wyjeżdżali z podjazdu ostalnnfl domu do wynajęcia, który pokazał mu Glenn. Jak dotąd zmamolnw z Potterem prawie godzinę. Rozmawiali o baseballu oraz inwestycji* ale Jake nie poruszył dotąd tematu Carly Nolan. DDD Robak Dezynsekcja Warszawa - Następny dom został dopiero zgłoszony. Nie widziałem go jeszcB ale ma ciekawą historię. Został chyba zbudowany w latach dwudzicst* przez gwiazdę filmu niemego. To ciesielski gotyk. Dom należał przez i J ły czas do jednej rodziny. - Glenn minął znak z tabliczką: ZAUŁEK K(| CHANKÓW i wjechał na krętą, wąską, żwirowaną drogę. - Od wielu iJ nikt z rodziny nie pokazał się w Kalifornii. Wrócili do Nowej Anp.lll Ostatnio zmarła matka rodu i rodzina chciałaby wynająć dom. Dopihl czają też możliwość sprzedaży. - Brzmi interesująco. - Jake skupił się na widoku z okna samochoiliJ który wspinał się w tej chwili pod górę. Im wyżej wjeżdżali, tym ro/.cld gająca się w dole panorama wybrzeża i zatoki stawała się piękniejsza, IM oszołamiającej do wręcz zjawiskowej. Do domu prowadził podjazd w kształcie podkowy. Glenn Potter /J trzymał samochód, obrzucił dom spojrzeniem i pokręcił głową. - O rany, tym razem szkoda było twojego czasu. Żadna gwiazda filmowa nie przekroczyła progu tego domu od dziesia cioleci. Owszem, miał staroświecki charakter. Ale to była nora. Rudni Jake zakochał się w nim od pierwszego wejrzenia. Wysiadł z samochodu i ruszył w stronę werandy. Dwie kolumny str/al gły lekko zapadniętego najwyższego stopnia. Jake rozejrzał się dookolii Widok ze szczytu wzgórza zapierał dech w piersi. Ikuiu który również wysiadł z samochodu, wchodził po schodkach, prawdę bardzo mi przykro. Jake. Powinienem był sam wszystko obej- przywiozłem cię tutaj. Nie miałem pojęcia, że to taka ruina. Wciąż przyglądał się domowi. ^njcniy wejść do środka? H||n, który stał z zakłopotaną miną, zastanawiał się przez chwilę. wvi dłoń na klamce. Nie miał klucza, zresztą nie był potrzebny. Itou1 jęknął Glenn, gdy otwarte drzwi odsłoniły zapuszczone wnętrze, domyślał się, że Glennowi nieczęsto odbiera mowę. Wykorzystując lltninit. przekroczył próg i znalazł się w salonie. Szkaradna włochata |ii ukrywała - jak przypuszczał Jake - oryginalny dębowy parkiet. Po |Mliiiiach kominka zbudowanego z polnych kamieni znajdowały się bi- /ki Przestronny salon był połączony z tradycyjną jadalnią, w której ^włliil ze ścian stał niski kredens.Odkomarzanie luny stanowiły osobny rozdział. Tynk był popękany, a w niektórych uch prześwitywały listwy niczym żebra szkieletu. Nic musiał wchodzić do kuchni, by wiedzieć, że jest w beznadziejnym Armia polnych myszy, jak również przypadkowi nielegalni imi- Mlli i w drodze ku wybrzeżu zapewne dokonali spustoszenia. Btic|rzcli kolejno trzy sypialnie. Największa, znajdująca się na górze, H|l własną łazienkę. Glenn, który spróbował spuścić wodę w muszli Mmi i owej, aż jęknął, gdy uchwyt został mu w dłoni, p lyłu domu mieścił się odkryty taras, z którego rozciągał się widok Uncze wzgórza i gęstwinę dębów karłowatych, porastających prado- llity tli umienia. |kc wrócił przed dom na frontową werandę. Hpicim dołączył do niego i wyjął z kieszeni kluczyki od samochodu. k( V)/, przynajmniej mogę powiedzieć Trący, że go widziałem. Z pew- 'li| nie będziemy go polecać żadnemu z naszych klientów, k Biorę go. - Cztery godziny drogi od Long Beach, od rodziny i fir- Hy Liku zdawał sobie sprawę, że zamierza właśnie zrobić najmądrzej¬si/ucz w całym swoim życiu albo popełnić największe głupstwo, p ('licesz go? - Czarne jak kawa oczy Glenna Pottera zrobiły się na- wielkie jak spodki. - Chcesz go wynająć? Był to dokładnie taki dom, o jakim zawsze marzył ojczym Jake’a, Man- B)lson, nigdy jednak nie było go stać na kupno. Jake uwielbiał swego yma, jakby był jego prawdziwym ojcem. Manny, uzdolniony cieśla, dobry i łagodny. Musiał pracować tak ciężko w domach obcych ludzi,- Tak, chcę. - Jake sam nie mógł uwierzyć, że to powiedział. - Nie pogniewasz się, jeśli spytam dlaczego? Jake wzruszył ramionami. - Mój ojczym zawsze marzył o przeprowadzeniu renowacji l.iloM budynku. Obliczył w pamięci swoje oszczędności i doszedł do wniosku, żr |M wystarczy mu pieniędzy nawet na zadatek, nie za taki widok. WięU/ul kupujących zburzyłaby dom i wybudowała coś nowoczesnego, pr/csirB nego, z oknami na wszystkie strony, żeby można było podziwiać skową panoramę. - Przyjmuję warunki wynajmu z prawem kupna, ale proszę, żeby >!(został zamknięty na klucz i by nikt inny nie mógł go kupić. Nie stać go było na kupno tej posiadłości za gotówkę, jednakże IHJ pieniędzy nigdy nie powstrzymywał go od ubiegania się o coś, czego uJ prawdę pragnął. Wpatrując się w horyzont, w błękitne pasy morza • >ml nieba, postanowił, że w razie konieczności uczyni jedyną rzecz, klńiJ obiecał sobie nigdy nie robić - poprosi dziadka, Jacksona MontgoiuJ ry’ego, o pożyczkę. - Mam w samochodzie formularze umowy wynajmu - powicd/lJ Glenn. - Wypełnij ją, proszę, a ja tymczasem szybko skontaktuję sil z właścicielami. Gdy wracali do samochodu, Jake stwierdził, że odczekał już wysiul czająco długo, by wspomnieć o Carly Nolan. Najpierw jednak zapiął |m>|J Glenn zatrzasnął drzwi i ruszył pędem w kierunku Zaułka Kochankowy -Wczoraj wieczorem odwiedziłem galerię Geoffa Wilsona i poznutoil malarkę, której prace szczerze podziwiam. Może ją znasz? Nazywa sil Carly Nolan. - Carly? Świetna dziewczyna. Prawdę mówiąc, jesteśmy z nią zaprzy jaź¬nieni. Jej synek, Chris, gra w tej samej drużynie baseballowej co nasz Mniy - W jakim wieku są dzieciaki? - Mój syn ma prawie sześć lat. Chris też coś koło tego. Słuchając Glenna, Jake musiał oddać sprawiedliwość Caroline Gm ham. Mogła znaleźć anonimowość w dużym mieście, ale tutaj wszysi J uważali ją za swoją. Przez myśl by nikomu nie przeszło, że nie jest lą za którą się podaje. Prawda była taka, że w rzeczywistości wcale jej nie znali. ANI v, pochylona nad kanapą w boksie, próbowała zmyć z niej syrop iwy. gdy nagle poczuła, że ktoś ją obserwuje. Obejrzała się przez ra- | Minarła na widok stojącego w drzwiach Jake’a Montgomery’ego, pego się z uśmiechem na tylną część jej ciała. prostowała się gwałtownie, próbując ukryć rumieniec. Ą to niespodzianka - powiedział. Llb moje prawdziwe zajęcie. - Wytarła ręce i założyła niesforny ko¬lii włosów za ucho. - Usiądź, proszę, zaraz ktoś cię obsłuży, bile wybrał wysoki stołek przy końcu baru i przyglądał się, jak Carly Ity przyjmować od kogoś zamówienie. Wreszcie podeszła do lady Mtu przed nim z bloczkiem. 1 ( 7y wiesz, na co masz ochotę? Myślałem, że tak. - Wytrzymał jej spojrzenie. Hec... specjalnością Joego jest meksykańska zupa z chrupkami tor- , Poza tym robi doskonałe hamburgery, jeśli gustujesz w czerwonym lic. - Zauważyła, że jej kolana nie funkcjonują jak należy. Poproszę hamburgera. Coś do picia, poza wodą? . I ńcletyczną pepsi. I Em ly zdała sobie sprawę, że gdzieś między hamburgerem a pepsi po- AM/I.I do niej jej przyjaciółka, Selma Gibbs, właścicielka knajpki. Kie- tylko Carly się odwróciła, Selma oparła się łokciem o ladę, ustawia¬ny kię pod takim kątem, że Jake miał niezakłócony niczym widok na jej Hflioki dekolt. W przeciwieństwie do Carly Selma całkiem otwarcie mó- »|l : o swej bujnej przeszłości szefowej zajazdu dla kierowców ciężaro¬wi W młodości znała wszystkich kierowców po imieniu, jak również mnisie biblijnym. Pan przejazdem czy na dłużej? I ('arly przypięła zamówienie klamerką na chromowanym kółku i usły- ptłii, jak Jake wyjaśnia, że początkowo przyjechał tylko na weekend, ale m/6 może skończy się na tym, że tutaj wróci. I Krążyła między stolikami, upewniając się, że klienci są zadowoleni. (I.ly wróciła do kontuaru, hamburger Jake’a był już gotowy. Postawiła go n.rd nim i patrzyła, jak rozlewa na talerzu kałużę ketchupu. Niezła z niej modelka - rzekł, spoglądając na Selmę.> - Nie znasz nawet połowy jej możliwości - roześmiała się Carly. ('hciałbym kiedyś usłyszeć o wszystkim. - Umilkł na chwilę, po czym l(iuł: - Masz piękny uśmiech, Carly.